Z problemami rozwiązywanymi na bieżąco, szczerze, bez strachu i manipulacji doskonale poradzi sobie miłość. To ona jest podstawą udanego związku. A nawet jeśli czasem sama nie sprosta codzienności, z naszą pomocą rozplącze każdy supełek, zanim zrobi się z niego węzeł.
Anka i Tomek są razem od 12 lat. Mają dwoje dzieci. To dobry związek. Żadne z nich nie wyobraża sobie innego życia. Nie udaje się im jednak unikać codziennych kłopotów, nieporozumień. Bliskie relacje przynoszą wiele korzyści. Dają komfort, wsparcie, satysfakcję. Ale bywają też źródłem niepokoju, frustracji i bólu. – Tego nie można wyeliminować– tłumaczy Adriana Klos, psycholog. – Miłość i bliskość dostajemy w pakiecie z szeregiem emocji pozytywnych i negatywnych. Będziemy się ranić. Prawidłowość jest taka: im ktoś jest bliżej, tym większe prawdopodobieństwo, że będzie uderzał w te najczulsze punkty. Bo nas po prostu dobrze zna. Ale to nie zmienia faktu, że we dwoje jest łatwiej. Człowiek z natury nie jest typem samotnika, mamy wdrukowaną potrzebę bycia w stadzie – dodaje. W związku przyciągamy się i odpychamy, to naturalne fazy bliskości. Jest cała pula spraw, na które nie mamy wpływu, ale też i cała sfera dotycząca relacji w związku, nad którą jesteśmy w stanie pracować.
Najczęstsze powody, przez które się nie dogadujemy, można podzielić na trzy ważne grupy. Bywa, że mamy kłopoty z dobrą komunikacją, z wypracowaniem strategii radzenia sobie z rozwiązywaniem problemów i nie zawsze potrafimy okazać sobie wsparcie. – Te wszystkie trudności łączy jedno: każda wymaga bieżącej, codziennej pracy – mówi Adriana Klos. – Dopóki nie urosną, można z nimi funkcjonować. Dopiero „hodowane” przybierają rozmiar potwora, który niszczy związek. Małe supełki da się rozwiązać, z węzłami już nie jest tak łatwo – przekonuje psycholog.
Po pierwsze: komunikacja. Rozmawiać umiemy wszyscy? Niekoniecznie. To wielka umiejętność, która wymaga treningu. Potrzebujemy empatii, ale i pewności siebie. Asertywności, ale nie agresji. Potrzebujemy słuchać aktywnie, lecz też domagać się bycia usłyszanym.
Agresja kontra uległość – Aby być razem, wcale nie musimy się do siebie upodabniać – twierdzi Adriana Klos. – Staramy się scalać, być jednością, chodzić bez przerwy tymi samymi ścieżkami. Bez sensu, przecież jesteśmy różni. Wystarczy mieć wspólny cel. Mamy tendencję do dwóch rzeczy: albo próbujemy przeciągnąć partnera na swoją stronę, przekonać do swoich, „lepszych” poglądów, albo poddajemy się kompletnie, rezygnując z siebie. To wszystko w imię tworzenia spójnej całości. Jest to niepotrzebne i szkodliwe lawirowanie pomiędzy agresją a uległością. Ani jedno, ani drugie nie sprawdza się w komunikacji, nie prowadzi do konsensusu. Raczej przyczynia się do narastającej w nas frustracji – tłumaczy terapeutka. Czytaj całość