Paweł, lat 44, właściciel małej firmy
Na psychoterapię trafiłem, kiedy moje życie zupełnie się posypało. Odeszła ode mnie żona, twierdząc, że nie da się ze mną wytrzymać i w ogóle żyć. Byłem chłodny, nieczuły, często wybuchałem złością i agresją za najmniejsze niepowodzenia w pracy, błędy dzieci, niedoskonałość żony. Jej odejście spowodowało, że to dostrzegłem, ale sam nie potrafiłem tego zmienić. Załamałem się, zacząłem pić, przestałem dobrze pracować, zaniedbałem się fizycznie. To był bardzo ciężki czas.
Podczas psychoterapii mogłem przyjrzeć się swojemu życiu, temu co je ukształtowało. To był czas konfrontacji, czasem złości, żalu do siebie, rodziców, aż zobaczyłem, że mogę wziąć odpowiedzialność za swoje życie, za siebie. Psychoterapia pomogła mi poznać siebie, teraz żyję lepiej.
Basia, lat 23, studentka marketingu
Bałam się wszystkiego, ludzi, nowych sytuacji, ciemności, niepowodzeń w szkole, egzaminów. Nagle, nie stąd ni zowąd, pochłaniał mnie paniczny lęk, że coś się stanie, że umrę. Oblewałam się potem, drżały mi ręce, kręciło mi się w głowie. Teraz wiem, że były to ataki paniki. Bałam się oczywiście też terapii. Myślałam, że nie jestem przecież wariatką, ale tak naprawdę bałam się, że właśnie nią jestem i nikt i nic mi nie pomoże. Pewnego dnia po bardzo silnym ataku doszłam do wniosku, że dłużej tak żyć nie mogę, muszę sobie pomóc. Nakłaniali mnie do tego moi przyjaciele z akademika. Znalazłam dobrego terapeutę. Długo nie mogłam mu zaufać, sprawdzałam go, często opuszczałam sesje. Pewnego dnia to się zmieniło, zobaczyłam że on naprawdę mnie rozumie, chce mi pomóc, nie ocenia mnie. W wyniku wspólnych spotkań zrozumiałam, gdzie leży podstawa mojego lęku. Moja mama od dzieciństwa powtarzała mi: uważaj, nie ufaj nikomu, ludzie są straszni, zrobią ci krzywdę. Okazało się, że jej uwierzyłam, zupełnie nie będąc tego świadomą. Zaczęłam poznawać świat, ludzi i siebie od tej drugiej strony – od strony pozytywnego spojrzenia, nadziei, zaufania, szukania innych rozwiązań i interpretacji. Teraz już się nie boję tak bardzo, właściwie mogę powiedzieć, że boję się tak, jak każdy człowiek, bo na trochę strachu jest miejsce w moim życiu, na całą tonę nie.
Jola, lat 33, nauczycielka
Żadne związki z mężczyznami nie udawały mi się. Poznałam kilku, nawet bardzo fajnych i miłych, ale nie mogłam się z nimi spotykać, coś we mnie mi na to nie pozwalało. Wykręcałam się z każdego spotkania, unikałam zainteresowania, komplementów, sytuacji, które mogłyby doprowadzić do poznania się, bliskości. Jednocześnie codziennie cierpiałam, że jestem sama, nikt mnie nie kocha, że już tak zawsze będzie. Chciałam kochać, a nikomu nie pozwalałam się kochać, zwłaszcza mężczyznom. Moja bliska przyjaciółka poleciła mi terapię. Myślałam, że już ma mnie dosyć i dlatego odsyła do lekarza. Tłumaczyła, pokazywała plusy i ewentualne ryzyko. Pomyślałam, że spróbować mogę, najwyżej nic mi nie pomoże. Poszłam. Na terapii mogłam przyjżeć się swojemu życiu, mechanizmom, które powodują, że nie mogę związać się z mężczyzną. Nie ufałam mężczyznom, bo mój ojciec pił, nigdy nie mogłam na niego liczyć. Myślałam gdzieś głęboko w sobie, że wszyscy mężczyźni są tacy sami, a kochanie zawsze boli. Odkryłam, że to kłamstwo wyniesione z domu. Czuję się szczęśliwa. Poznałam świetnego mężczyznę i po raz pierwszy w życiu rozmawiam, śmieję się, spotykam się.