Theodore Roosevelt mówił, że:
Nie krytyk się liczy, nie człowiek, który wskazuje, jak potykają się silni albo co inni mogliby zrobić lepiej. Chwała należy się mężczyźnie na arenie, którego twarz jest umazana błotem, potem i krwią, który dzielnie walczy, który wie, co to jest wielki entuzjazm, wielkie poświęcenie, który ściera się w słusznych sprawach, który w swych najlepszych chwilach poznał tryumf wielkego wyczynu, a w najgorszych, gdy przegrywa, to przynajmniej przegrywa z odwagą, nie chcąc, aby jego miejsce było wśród chłodnych i nieśmiałych dusz, które nigdy nie poznały ani smaku zwycięstwa, ani smaku porażki.
No właśnie. Boimy się: porażki, złej oceny, śmieszności, pogardy innych. Każdemu z nas zależy na tym, aby się podobać. Wszyscy pragniemy być zauważeni, docenieni, akceptowani, atrakcyjni dla innych. Często ze strachu przed błędem, chowamy się w sobie i stoimy w miejscu.
Wstyd nas paraliżuje, nie pozwala być sobą i tworzyć, realizować naszych zamierzeń. Boimy się krytyków, chcemy zadowolić wszystkich i przywdziewamy maski, udajemy kogoś, kim powinniśmy być, robimy, co należałoby robić. Uzbrajamy się w bezbarwny uniform, udawaną serdeczność, we frazesy. Recytujemy sztuczne formułki, a w środku drżymy ze strachu. Przez to jesteśmy mało wiarygodni, nieautentyczni. Jak sprzedawcy, których rozpoznajemy już przez telefon, gdy powiedzą „dzień dobry”. Też słyszycie tą fałszywą nutę? Ja wtedy od razu chcę uciekać, gdzie pieprz rośnie.
Krytycy zawsze się znajdą, nie mamy na to wpływu. Nie pozwólmy im zabrać sobie odwagi. Nie chodzi o wygraną lub przegraną, tylko o to, aby wyjść z cienia, aby się odważyć i zacząć robić to, co kochamy.
Ale największym krytykiem jesteśmy sami dla siebie. Te wstrętne głosy w środku nas, co dręczą: ” ooo, naprawdę, chcesz to zrobić? a za kogo ty się uważasz?” albo: ” ty napiszesz książkę? a co ty masz do powiedzenia na ten temat?” Mój głos czasem też mówi: „przytyłaś, może byś zrzuciła z pięć kilo?”, „nie za stara jesteś na tą sukienkę?”, „mówisz za szybko i jesteś roztrzepana, ogarnij się.” A co mówią Wasze głosy? Czy brzmią podobnie? 🙂
Wstyd, poczucie niedostatku i porównywanie się z innymi, to uczucia, które ściągają nas w dół.
Często przychodzą do naszego ośrodka, do „Strefy Zmiany”, ludzie, których paraliżuje lęk. Ściska za gardło, utrudnia oddech, czasem ujawnia się poprzez spocone dłonie, czerwone plamy na twarzy czy szyi. Mówią wtedy: ” nie chcę tego lęku, tej słabości, tych plam. Wstydzę się siebie. Co inni sobie pomyślą, przecież nikt się tak nie zachowuje.”
Ale po jakimś czasie sesji, kiedy rozmawiamy, widzę, jak plamy ustępują, lęk się zmniejsza, oddech wraca do normy. Wszystko jest w porządku. Inni też się boją. Może nie zawsze to widać tak samo, ale wszyscy czujemy ten sam zimny pot na plecach, kiedy odważamy się wyjść z cienia. Kiedy wchodzimy na arenę a inni na nas patrzą.
Jeśli trochę się boisz, jesteś jak każdy, jesteś autentyczny. A jak pokazują badania, w sukcesie pomaga autentyczność. Nie skupiaj się na krytykach, chyba, że czujesz w tym wartość i bierzesz od nich lekcje. Pracuj z tymi, którzy docenią twoją wrażliwość i autentyczność. Twoją prawdę.
Kiedy przedstawiam swoją ofertę, kiedyś jako sprzedawca w Rzeczpospolitej, i dziś, jako psycholożka i trenerka, czasem idzie mi świetnie i dopinam umowy, a czasem zostaję z niczym. Jak po rozmowie z panią z korporacji w Mordorze na Domaniewskiej 🙂
Najpierw zmierzyła mnie od stóp do głów bez cienia uśmiechu, potem porównywała wszystko, co proponuję z jakimś guru od coachingu, który już u nich robił szkolenie, wiedziała już wszystko lepiej ode mnie i przepytywała, żeby mnie złapać na czymś, czego nie wiem. Nie zdziwi Was pewnie fakt, że ta prezentacja nie poszła mi za dobrze? 🙂 Pani nie zdecydowała się na moje usługi, ale może to i lepiej, jak sądzicie?
Wolę jednak pamiętać te sytuacje i te spotkania, które mnie budują i które pokazują, że są ludzie, którzy lubią ze mną pracować. Jak ta ze Zbyszkiem, który tak wspominał nasze spotkanie, kiedy przyszłam do niego z ofertą współpracy:
…” długo się opierałem ze spotkaniem, bo nie mam czasu i na ogół jestem odwiedzany przez osoby agresywne i nachalne, za wszelką cenę usiłujące mi wmówić, że ich propozycja jest najlepsza na świecie. Mówią do mnie jak do kompletnego laika, klepią na pamięć formułki ze szkoleń marketingowych, a tak naprawdę sami nie wiedzą, o czym do mnie mówią. Wciskają mi stek bzdur, czym mnie doprowadzają do szewskiej pasji.
Spotkanie z Tobą mnie zaskoczyło. Zrobiłaś na mnie wrażenie profesjonalizmem i brakiem nacisku. Autentyczność i klasa sama w sobie, i już wiem, że nie ma ściemy.” Dzięki Zbyszku! 🙂
Autentyczność się opłaca. Zatem śmiało, bez ściemy, do przodu, choć na plecach zimny pot…